Niedaleko,
tam na dębach.
dwie wiewiórki dłubią w
zębach.
Zęby je okropnie bolą
i dlatego tak biadolą:
-Oj, jak boli, jak dolega,
nie możemy wcale biegać!
-Ach, przyjdzie nam zginąć
marnie
przez potworne te
męczarnie!
I tak dzionek boży cały
dwie wiewiórki narzekały.
Aż nareszcie przyszła
mama,
wzięła obie na kolana.
-Na nic krzyki, na nic
płacze,
gdy z próchnicą są
siekacze,
nie możemy więcej
zwlekać,
więc nie radzę wam
uciekać!
Do dentysty dziś idziemy,
chore zęby plombujemy!
- Do dentysty? Za nic w
świecie,
mogą zęby nam wylecieć
-Czy dentysta to ktoś
zły?
-Czy pazury ma i kły?
-I czy krzyczy całe dnie?
Oj, jak bardzo boję się.
- Ja nie pójdę, niech mi
zęby
wypadają lepiej z gęby!
Dwie wiewiórki zapłakane,
chciały schować się za
mamę.
Lecz za późno, czy
zgadniecie?
są już w pięknym
gabinecie,
Mama każdą przytuliła
i w fotelu posadziła,
każdej po buziaku dała
i po głowie pogłaskała.
Przyszła pani doktor
miła,
ząbki szybko naprawiła.
Teraz już wiewiórki małe
przed dentystą nie drżą wcale.